Aktualności



Tydzień temu odbyła się premiera najnowszego dziecka EA i DICE na konsole Xbox 360 oraz Playstation 3, Battlefield: Bad Company. Dla wszystkich tych, którzy wahają się przed zakupem najnowszej części Battlefield'a, postanowiłem zamieścić recenzję (powstałą, dzięki pomocy EA Polska), którą przygotował dla was Toniak.



Wstęp:

Po długim oczekiwaniu, otrzymaliśmy najnowszy tytuł z serii Battlefield. Niestety już po raz drugi, EA/DICE zadecydowało, że pecetowcy będą musieli obejść się smakiem. Pierwsza produkcja, która otrzymała taki status to Battlefield 2: Modern Combat, jednak jego zapowiedź jak i sama premiera nie wstrząsnęła na tyle światem, aby przekonać graczy do kupna konsoli specjalnie dla tej odsłony. Miłośnicy serii Battlefield oczekiwali w tym czasie na dodatek Special Forces (Jednostki Specjalne), który miał za zadanie odświeżyć grywalność w Battlefield 2.



Z Battlefield: Bad Company było zupełnie inaczej. Teaser, który trafił do sieci 4 miesiące przed premierą gry, wywołał ogromny szał na widok silnika gry, szwedzkiego studia DICE - Frostbite. Tekstury w ogromnej rozdzielczości (1080p), oszałamiająca oprawa wizualna i dźwiękowa (HDR Audio), płynne animacje, możliwość zniszczenia praktycznie każdego widocznego elementu (budynki, drzewa, płoty oraz beczki), humorystyczna fabuła oraz znakomity multiplayer - to wszystko miało na celu zachęcić graczy do zakupu tej gry.

Single Player:

Po umieszczeniu nośnika z grą, uruchomiłem tryb kampanii dla jednego gracza, aby dowiedzieć się czy producentom gry udało się stworzyć rozgrywkę, która potrafi wciągnąć odbiorcę na dobre kilkanaście godzin.

Wcielamy się w Prestona Marlowe, który zostaje umieszczony w karnej kampanii B (zwanej również, jako Bad Company) pod dowództwem sierżanta Redforda. Towarzyszą nam dwaj szeregowi – Haggard (szalony i porywczy piroman) oraz Sweetwater (sympatyczny i rozgadany informatyk). Autorzy gry nie dostarczają nam podczas rozgrywki zbyt dużo informacji, dlaczego uczestniczymy w konflikcie z Rosjanami, jednak już na samym początku gry dowiadujemy się, że mamy do czynienia również z najemnikami, którzy są bardzo dobrze opłacani przez naszych przeciwników. Od tego momentu rozpoczynamy dezerterować, aby odnaleźć jak najwięcej sztabek złota.



Po zapoznaniu się z podstawowymi aspektami gry, rozpoczynamy misję, w której głównym zadaniem jest przejęcie artylerii oraz skierowanie jej na konwój przeciwnika w celu osłony sojuszniczych jednostek. Przez pierwsze dziesięć minut miałem wrażenie, że możemy doświadczyć interesującej fabuły oraz wybornego humoru. Wszystko dzięki pozytywnej atmosferze, jaką stwarzają postacie, które nam towarzyszą. Jednak mimo ogromnego obszaru, który mamy do dyspozycji, wszystkie misje ograniczają się do przemieszczenia z punktu A do punktu B, zabijaniu przeciwników, na których natrafimy podczas naszej podróży, przegrupowaniu się, wysadzeniu czegoś w powietrze (np. artylerii czy mostu) oraz osłony naszych sojuszników. Pomiędzy tymi etapami występują cutscenki, które po krótkim czasie gry, bardzo zniechęcają do dalszej rozgrywki. Przedłużające się rozmowy pomiędzy żołnierzami naszej drużyny, liniowość wykonywanych zadań, powtarzanie tych samych czynności podczas przechodzenia kolejnych misji oraz bardzo niska sztuczna inteligencja naszego zespołu jak i przeciwników sprawia, że po godzinie gry dla jednego gracza miałem już wystarczająco dosyć tego trybu. Członkowie naszej drużyny nie pomogą nam zbytnio podczas rozwoju akcji, nie wspominając o tym, że nie potrafią nawet prowadzić pojazdów czy korzystać ze stacjonarnych broni (np. z karabinów maszynowych czy z przeciwpancernych pocisków TOW) .

Gdyby został wprowadzony tryb kooperacji, wyglądałoby to zupełnie inaczej, na pewno po tak krótkim okresie czasu nie zrezygnowałbym z zagłębiania się w dalszy rozwój fabuły naszych bohaterów. Jedyną linią obrony jest to, że EA/DICE wprowadziło kampanię dla jednego gracza w serii Battlefield po raz pierwszy, więc mamy do czynienia z debiutanckim pokazem możliwości. Aby pozbyć się tego nieprzyjemnego wrażenia, jakie pozostawił na mnie tryb Single Player, postanowiłem niezwłocznie uruchomić tryb Multiplayer.

Multiplayer:

W ciągu kilku sekund na mojej twarzy zagościł szczery uśmiech. Jeszcze nie zdążyłem dołączyć do rozgrywki a już znalazłem to, co lubię najbardziej. Mam na myśli listę broni i ekwipunku, które możemy odblokować wraz z narastającym doświadczeniem, jednocześnie awansując na wyższe rangi, zdobywając punkty, odznaczenia, medale oraz nieśmiertelniki. Oczywiście nie zabrakło statystyk i listy graczy z największą ilością punktów. Do dyspozycji mamy 8 bardzo żróżnicowanych map, na których możemy grać max. w 24 osoby. Znajdziemy w grze takie mapy jak Ascension przeznaczone wyłącznie dla piechoty czy Oasis, mapę, która oferuje wszystkie dostępne pojazdy w grze (helikoptery, czołgi, lekko opancerzone pojazdy, samochody oraz łodzie).



Po wybraniu mapy, przyszła kolej na wybranie klasy żołnierza. Tutaj nie ma aż takich wielkich zmian. Do dyspozycji mamy takie klasy jak: Assault (karabin szturmowy z podwieszanym granatnikiem, granaty oraz do odblokowania strzykawki, dzięki którym możemy się uleczyć), Demolition (shotgun, przeciwpancerne granatniki, granaty oraz do odblokowania miny przeciwpancerne), Recon (karabin snajperski, pistolet, lokalny radar oraz do odblokowania przeciwpancerne pociski namierzane drogą laserową), Specialist (karabinek automatyczny, pistolet, dzięki któremu możemy zaznaczyć cel, aby żołnierze z pociskami przeciwpancernymi automatycznie mogli namierzyć wrogi pojazd – tracer gun, granaty oraz do odblokowania ładunki wybuchowe) oraz Support (karabin maszynowy, apteczki, granaty oraz do odblokowania urządzenie, która przeprowadza precyzyjny ostrzał z moździerza). Oczywiście każda klasa jest wyposażona w niezawodny na bliskie odległości nóż.

Po wybraniu klasy żołnierza, pozostaje tylko wybór respawnu, czyli miejsca, w którym chcielibyśmy się odrodzić. Mamy do wyboru naszą bazę lub dowódcę drużyny. Jako, że odrodzenie na dowódcy bez wcześniejszego zapoznania się z aktualną sytuacją na polu walki najczęściej kończy się śmiercią, ja zazwyczaj wybieram zacisza własnej bazy.
Nowością jest natomiast tryb gry – Gold Rush, który przypomina bardzo ten z Enemy Territory: Quake Wars. Cała rozgrywka jest podzielona na checkpointy. Drużyna atakująca musi podłożyć ładunki lub zniszczyć za pomocą dostępnego asortymentu skrzynki ze złotem. Kiedy już to nastąpi, przesuwają się naprzód, zajmując dotychczasową bazę przeciwnika, aby zniszczyć kolejną skrzynkę. Drużyna broniąca ma naprawdę trudne zadanie. Jeśli atakujący przejmą ich dotychczasową bazę to będą mogli skorzystać ze sprzętu, który pojawi się tuż po jej przejęciu. W ten sposób dają możliwość drużynie atakującej przegrupowania ich jednostek i jednocześnie ich atak będzie za kolejnym razem jeszcze bardziej trudny do odparcia. Osobiście preferuję grę w drużynie atakującej. Dla początkującego użytkownika Xbox’a 360 (np. dla mnie) odparcie ataku wykonanego przez 12 osób może być bardzo trudne do wykonania.
Jednak mimo uproszczonego systemu zarządzania drużyną, spotkałem się z naprawdę różnymi graczami, niektórzy zarówno w jednym tempie potrafili atakować bazę przeciwnika jak i solidnie trzymać linię obrony po drugiej stronie w pobliżu skrzynek ze złotem. Oczywiste jest to, że wybór klasy odpowiednio może nas ograniczyć, jednak najlepiej według mnie do ataku sprawdza się klasa Assault (50 naboi w magazynku) i Specialist (60). Gdy broniłem, najczęściej sięgałem po klasę Support (130) i Recon (5).

Model strzelania jest bardzo przyjemny. Za pomocą karabinu snajperskiego będziemy mogli wykonać precyzyjny strzał w głowę przeciwnika z bardzo dużego dystansu, karabinek automatyczny pomoże nam w rozprawieniu się z wrogą piechotą na małych dystansach a, gdy będziemy potrzebowali poprowadzić ciągły ostrzał w kierunku niesprzymierzonych sił to na pewno zdecydujemy się na użycie karabinu maszynowego. Nie zależnie od broni, jesteśmy w stanie prowadzić ostrzał seriami mając świadomość, że przeciwnik obrywa. Wszystko dzięki informacji na naszym ekranie (HUD), bardzo dobrze znanych z poprzednich produkcji z serii Battlefield.



Podsumowanie:

Wrażenia z pola walki są niesamowite. Po raz pierwszy, grając w grę, miałem uczucie, że uczestniczę w prawdziwym konflikcie. To wszystko dzięki niesamowitej oprawie wizualnej i dźwiękowej. Imponujące wrażenie robi np. wystrzelony pocisk z czołgu. Wszystko wokół wygląda jak prosto z kadru filmowego. Latający gruz, dym, ogień i wciskające w fotel efekty dźwiękowe, sprawiają, że każdy wybuch jest bardzo efektowny.



Battlefield: Bad Company jest pierwszą odsłoną z tej serii, która rzeczywiście odzwierciadla klimat, atmosferę oraz wszystkie czynniki, jakie występują na prawdziwym polu walki. Podczas gry natkniemy się na zawalające budynki, doświadczymy niesamowitych przeżyć podczas ostrzału czy usłyszymy krzyk o pomoc rannych żołnierzy.
EA/DICE wywiązało się ze wszystkich obietnic. Multiplayer dostarcza mnóstwo zabawy jak i skłania do zaciekłej rywalizacji. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że jest to rewolucyjna część, dla której warto zakupić konsolę. W najbliższym czasie producenci gry zamierzają dostarczyć graczom tryb Conquest, który będzie się opierał na takich samych zasadach jak w poprzednich odsłonach.

Jeśli podjąłem się już napisania recenzji to pewnie chcecie znać moją ocenę, jednak nie potrafię ocenić gry, jako samodzielnego tytułu, ponieważ tryb kampanii dla jednego gracza bardzo mnie zniechęcił i jednocześnie bardzo szybko odrzucił.

Na szczęście tryb Multiplayer stoi na bardzo wysokim poziomie i wprowadza sporo nowych rzeczy jak i możliwości. Doskonale odświeża serię Battlefield, przekonując wszystkich fanów, że EA/DICE potrafi jeszcze zaskoczyć swoich odbiorców. Zapewniam Was, że nie mieliście jeszcze okazji uczestniczyć w tak wyśmienitym i jednocześnie bardzo wciągającym konflikcie. Osobiście nic bym nie zmienił w rozgrywce, ewentualnie przywróciłbym bardziej rozbudowany system zarządzania drużyną, znany z Battlefield 2/2142. Zdecydowanie warto tylko dla tego trybu gry, zakupić Battlefield: Bad Company.



Recenzja została wykonana na podstawie gry w wersji na konsolę Xbox 360.

Recenzję napisał: Karol „Toniak” Pultowicz
Drobne poprawki, screeny itp. : Artur "DeathName" Dąbrowski

Dodatkowo, chciałbym złożyć podziękowania dla Toniak'a (który przygotował dla nas recenzję) oraz dla Tomasza Tinca, Community Managera z EA Polska za dostarczenie gry Battlefield: Bad Company do testów.

Komentarze

[01] Blizzard_
21:11 04-07-2008
0
gratz, promo .
Teraz czekamy na recenzje patcha 1.50 do BF2
[02] Bartg
02:46 05-07-2008
0
Imo gra poza destrukcja ( jednak ograniczona ) nie wnosi nic do bfa a wiele zabiera - gra losowo przydziela cie do druzyny, nie ma defibrylatora, pojazdy sprawiaja gorsze wrazenie niz poprzednio, w zwarciu nadal trzeba wywalic 10 pociskow zeby zabic, nie mozna sterowac pociskiem pp antitanka ( tylko jesli specialist namierzy go swoim pistolecikiem co a ) zdarza sie rzadko b) wtedy rakieta leci sama ). Do tego mapy sa srednie ( najlepsza wydaje sie oasis ) i daleko im do klasykow bf2.
[03] Solimo
10:14 05-07-2008
0
Moim zdaniem dużo fajniejsze od BF2. Do gry klanowej się nie nadaję, ale podobnie jak CoD4 daje masę frajdy na FFA, ewentualnie podczas gry mix'ów.
[04] $towarzysz$
16:42 05-07-2008
0
no bravo bravo ładna recka Wszystko ładnie, pięknie ale ja chce to i GTA IV na PC bo jak nie to klątwe rzuce na nich
Co do SP to jest to raczej taki dodatek mający powiększyć grono odbiorców ale imo myślę że i tak nieźle im wyszedł. Haggard the best xD
[05] _Dominiko_PL
11:44 07-07-2008
0
czujecie ten smród? tak, to konsole
[06] Solimo
11:49 07-07-2008
0
Głupi jesteś 0.o! Jakby Ci przeszkadzało, że istniej coś innego niż PC...
[07] MATiASSek
13:49 07-07-2008
0
Czujecie plebsa ?Fanboy i lover bf/pc Żenada 05

Dodaj komentarz

Aby komentować musisz być zalogowany. Jeżeli nie posiadasz jeszcze konta - zarejestruj się!